Miłość pod gwiazdami
W filmach

Historia banalna, a jednak ktoś tu miał dobre wyczucie – czyli za co uwielbiam “Miłość pod gwiazdami”

Miłość pod gwiazdami to typowy romans (film z 2015r.), jakich wiele na półce z tym gatunkiem. Przewidywalny aż do bólu praktycznie od pierwszej sceny.  Nikogo nie zaskoczę, jeśli powiem, że od początku wiedziałam, jakie będzie zakończenie. Wiedziałam też, że po drodze musi wydarzyć się jakiś wypadek, który jest wyłącznie po to, by odwlec w czasie happy end. Bo jak inaczej miałaby się skończyć tego typu historia? A jednak obejrzałam każdą sekundę z prawdziwą przyjemnością. Bo tak naprawdę to nie przewidywalność tu jest najważniejsza. Tylko wykonanie poszczególnych etapów!

Płynęłam przez nie jak zauroczona, a po wszystkim stwierdziłam, że jest to jedna z piękniej opowiedzianych historii miłosnych, jaką zdarzyło mi się w ostatnim czasie obejrzeć. Jeszcze w trakcie pierwszego seansu cofałam niektóre ujęcia, by ponownie je zobaczyć. Że banalna? Trudno. Że przewidywalna? Taki jej urok.

Opowieść o dwóch dziewczynkach

Becca

Historia opowiada o dwóch dziewczynkach. Jedna jest już dorosłą kobietą, która straciła mamę jeszcze jako dziecko. Od tamtej pory dusi tę stratę gdzieś w sobie, idąc niby do przodu, a tak naprawdę stojąc w miejscu. Absolutnie nieprzygotowana do wkroczenia w dorosłość, wciąż studiuje, wiecznie się spóźnia i nie wie, czego tak naprawdę od życia chce.

Emily

Drugą dziewczynką jest mała Emily, którą wychowuje tata. To niepełna rodzina, która również doświadczyła straty, ale życie na siłę i wbrew ich woli pcha oboje do przodu.

Przyjaźń w banalnym tonie

Emily i Becca poznają się zupełnie przypadkiem, ale w jakiś magiczny sposób udaje im się zaprzyjaźnić. Oczywiście tu wchodzi ten banał, bo skoro dorosła, samotna kobieta zaprzyjaźnia się z półsierotą, to wiadomo, że przez dziewczynkę droga do serca jej taty. Jednak ktoś mądry, kto wymyślił scenariusz nie pozwolił mi na nudę.

Rozkoszne oczekiwanie

Może stwierdzenie “trzyma w napięciu” zarezerwowane jest wyłączenie dla thrillerów, kryminałów czy horrorów… co za bzdura. Ten film naprawdę trzyma w napięciu! Tym specyficznym. Takim, jakie lubię.

To takie słodkie napięcie pełne oczekiwania, nadziei na lepsze jutro i na to, co za chwilę powinno się wydarzyć. A jednak się nie wydarza, bo gdy już, już ma się wydarzyć (jak choćby ten upragniony, pierwszy pocałunek), nagle scenarzysta przenosi go do innej sceny. Oddala w czasie, a ja pełna radości i zniecierpliwienia płynę wraz z aktorami do kolejnej sceny, nie mogąc doczekać się, co będzie dalej.

Tylko nie napisy końcowe!

Dawno już nie doświadczyłam takiego momentu na końcu filmu, bym czuła ogromną niechęć do napisów końcowych. Wiedziałam, że film zbliża się już do końca, a tylko kilka minut dzieli mnie od okropnego “the end’. I właśnie tego nie chciałam.

Patrzyłam na każde ujęcie z wielkim pragnieniem: niech to się jeszcze nie kończy, niech jeszcze coś powiedzą. Niech kamera za nimi goni, jeszcze chwilkę, jeszcze trochę! I tak niestety doczekałam się tych nieszczęsnych napisów.

A film ujął mnie tak, jak tylko mógł. Otulił szczelnie ciepłem miłości i przyjaźni. Właściwie głównie przyjaźni. Miłość to taki dodatek, jak deser po obiedzie. Niesamowite przeżycie! To jeden z tych filmów, gdy mamy ochotę patrzeć na bohaterów i ich dzieje, nawet gdy już cały “sajgon’ jest za nimi i teraz czas na wielkie “żyli długo i szczęśliwie” poza kamerą. A ja naprawdę chciałabym dalej na to patrzeć.

Szczegół

Znalazłam tylko jeden szczegół, do którego z racji logiki mogłabym się przyczepić. Bohater wykazał się imponującym wręcz wyczuciem czasu, gdy zapytany o godzinę, podał ją, nawet nie patrząc na zegarek. Gdyby chwilę wcześniej robił coś, co faktycznie mogło pomóc mu w tak dokładnym określeniu czasu, nie czepiałabym się. Ale tam? W środku lasu, na ławce, tuż po ucieczkę w krainę własnych myśli? No nie. Nie kupuję tego. Ale w całym filmie jest to jedyny drobiazg, którego nie kupuję. Całą resztą biorę z zamkniętymi oczami 😉

Perfekcyjna obsada

Aktorzy są bardzo dobrze dobrani, główny bohater (gra go Wes Brown) urzekł mnie już w innym filmie, o którym opowiem tu innym razem, ale zamierzam obejrzeć wszystkie produkcje, w których wystąpił. Oczarowuje spojrzeniem i barwą głosu. Jest taki dobry, kochany i uroczy, że idealnie pasuje do ról amantów… nie, wróć. Do ról prawdziwych mężczyzn w dokładnie tego typu filmach jak Miłość pod gwiazdami!


Dzięki za uwagę! Znacie jeszcze jakieś tego typu filmy? Jeśli tak, poproszę o tytuły 😉
Aga

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *