Gdy życie nagle staje na głowie – „Chcę tylko ciebie” Wioletty Gocoł [PATRONAT]
Klara przypadkiem dowiaduje się o zdradzie męża, a gdy zaczyna analizować własne życie, dochodzi do wniosku, że to wszystko nie ma sensu, bo już dawno przestała być dla swoich bliskich wartościową kobietą – żoną i matką – a stała się ich służącą. Ucieka do swojej mamy na wieś, by poskromić mętlik we własnej głowie. Mamy, od której również zdążyła się odsunąć przez te wszystkie lata.
Najciekawsza rzecz pod kątem powieści obyczajowych – jak na tę ucieczkę zareagują mąż i dzieci. Jak bardzo różni się życie na wsi, gdzie każdy każdego zna, od życia w mieście, gdzie czas płynie w zupełnie innym tempie. I pod romantycznym kątem – co z tą miłością, która kiedyś zamieszkała w sercu Klary, ale chyba dość szybko wyprowadziła się z serca jej męża.
Miłość. Bywa niedoceniana, bywa zbyt silna, bywa też zupełnie niepotrzebna. Nie jest potrzebna szczególnie tam, gdzie ktoś na to uczucie nie zasługuje. A jednak kobieta kocha i pozbyć się tego uczucia nie potrafi, bez względu na to, jak bardzo brakuje jej szacunku i ciepła w związku. Z zewnątrz można oceniać to przywiązanie jako naiwne czy wręcz głupie. Jednak takie krzywdzące oceny nie łączą faktów z emocjami. A trzeźwe myślenie niestety nie zda egzaminu w sytuacji, gdy na scenę wkracza miłość i pragnienie bycia kochaną, potrzebną i docenianą przez najbliższych. Nawet jeśli jest to pragnienie niezaspokojone od dłuższego czasu. W takiej sytuacji pomóc może tylko naprawdę silny, bolesny impuls, ale i to nie zawsze się sprawdzi. Bo miłość z logiką nigdy nie idzie w parze.
Człowiek musi się wiele nauczyć. Czasem potrzebuje lat, by dostrzec wady i zalety swojego zachowania wobec najbliższych. Bywa, że nigdy to do niego nie dociera.
Brzmi ciekawie? Dokładnie takie strony codziennego, zwykłego życia znalazłam na kartach powieści. Wiele rodzajów miłości, dojrzewanie do pewnych decyzji, niechęć do zmian, silne pragnienia. Czułam spokój, gdy obserwowałam bohaterkę na opisanym tutaj etapie jej życia, ale jednocześnie czekałam na zmiany, które musiały nadejść. I to było od początku wiadome, że coś się zmieni. Choć to przewidywalne, to chyba jedyny taki element fabuły.
I wreszcie, powiedziałabym, że ile ludzi, tyle rodzajów miłości. I jeszcze więcej możliwości popełniania błędów przy okazywaniu lub ukrywaniu tych uczuć. Kierują nami pragnienia, ale też lęki czy po prostu niezrozumienie.
W filmach, książkach i serialach widzę podstawowy problem między wszystkimi parami, które wpadają w jakieś dziwne, nieprzyjemne sytuacje – brak rozmowy. Bezpośredniego wyjaśnienia sobie wszystkiego, co wyjaśnione być powinno. Autorki książek czy twórcy filmów uwielbiają wprowadzać nieporozumienia, w których bohaterowie aż się topią. Do pewnego stopnia jest to okej, bo podsyca przywiązanie do danego wątku. Ale przeciąganie to też niedobra praktyka, bo na dłuższą metę mnie po prostu zniechęca.
Pani Wioletta zna umiar. Potrafi namieszać bohaterom w głowach, potrafi zaprowadzić ich w kąt, w którym znaleźć się nie chcieli, ale wie doskonale, jak długo w tym kącie powinni siedzieć, bym ja nie miała ochoty porzucić lektury na rzecz kabaretu na YouTubie 😉
Podobał mi się wątek przyszywanej córki bohaterki. Bardzo podobał mi się wątek domu jej mamy, a także wpleciony tutaj dodatkowy wątek miłości. Miłości niechcianej, ukrywanej, do której jej matka miała bardzo specyficzne, odrobinę irytujące podejście. Rozwiązanie tego wątku to mistrzostwo ze strony autorki.
Zachwycona jestem przemianą samej bohaterki. Zawsze wiedziałam, że czasem warto tupnąć nogą i wyrazić zdecydowany sprzeciw, którego nikt się nie spodziewa. Spodziewać się za to można wtedy różnych reakcji ze strony znajomych i rodziny. Jedni pogratulują odwagi, inni fukną z oburzeniem, na co chyba tylko obojętność będzie skuteczną formą obrony. Pamiętać jednak warto, że ten spokój bywa pozorny, a prawdziwą siłę bólu, który rozrywa wtedy serce, zna tylko osoba, która buduje wokół siebie taki mur obojętności.
Życie nie jest idealne i nie zawsze ten mur da innym do myślenia, ale dla samej siebie warto walczyć i układać cegiełki jedna na drugiej.
Wątek romantyczny jest tutaj równie delikatny, jak piękna jest okładka. Niepozorny. Na początku zupełnie nie robi wrażenia. Udaje, że nie istnieje. Ale przychodzą takie momenty, gdy emocje eksplodują.
Troska okazywana w najmniej spodziewanych momentach. Nieporozumienia, których wyjaśnienia otwierają oczy na dobroć tej drugiej osoby. Zbliżenie, na które warto poczekać. Bo scena pikantna będzie. Bardzo ładnie, zmysłowo opisana. Ale nikt się tu nie rzuca na nikogo od pierwszej strony. I to jest piękne, bo czasem człowiek ma po prostu ochotę na miłość, na barwy uczuć, ale nie na fizyczne pożądanie. Na to zawsze jest czas. A trzeba też znaleźć czas na poukładanie sobie życia w zgodzie z samym sobą.
Druga książka autorki to powieść, w której również – jak w poprzedniej – czuć jej delikatny, kobiecy styl i godziny rozmyślań, jak tymi bohaterami pokierować, by byli realni, by czytelnik widział w nich prawdziwych ludzi z życia wziętych, a nie laleczki z hollywoodzkich komedii romantycznych.
Rozczarowało mnie dwóch bohaterów, ale rozczarowało dlatego, że nie złamali schematów, jakimi rządzą się tego typu powieści. Autorka była bezwzględna, a ja finalnie już sama nie wiem, czy mnie się to podobało, czy nie. Manipulowanie charakterami bohaterów to sztuka. A umiejętne wprowadzanie czytelnika w maliny to już majstersztyk 😉
Książkę serdecznie polecam każdemu, kto ma ochotę na historię o sercu złamanym zdradą ukochanej osoby, towarzyszące temu przemiany w codziennym życiu i próby sklejenia takiego serca, a to wszystko w otulonej szumem wiatru spokojnej polskiej wsi, gdzie o pracę dość trudno, sąsiad wie, kiedy kogo boli ucho, a lawenda kwitnie w doniczkach na parapecie świeżo wyremontowanego małego, uroczego domku 😉