Film czy serial?
Film czy serial, prawie każdy zawiera jakiś wątek romantyczny. Który typ widowiska wybierzemy zależy od tego, czego w danej chwili oczekujemy. Ja śledzę oba od wielu lat. Gdybym musiała wybierać, byłoby ciężko. Dziś wzięłam je pod lupę. Pod koniec dodałam osobny akapit o ekranizacjach. Zapraszam:
Serial konta film
Czas i możliwości
O ile film musi zmieścić wszystko maksymalnie w dwóch godzinach, to twórcy seriali mają większe pole do popisu. Dwa sezony? Oj tam, machnijmy od razu sześć! Niektóre seriale mają nawet więcej niż zakładano na początku, bo fani chcą kolejnych. Albo chcą innego zakończenia.
Tu kieruję głębokie ukłony w stronę twórców Skazanego na śmierć. Jego finał złamał mi serce. Później dowiedziałam się o dokręceniu jeszcze jednego sezonu. Ależ się cieszyłam! Miałam nadzieję, że wszystko odkręcą i wreszcie będzie jak trzeba.
Serial to więcej możliwości.Liczba odcinków może być nieograniczona i można w nich upchnąć wszystko, co sobie scenarzysta wymyśli. Więcej szczegółów, więcej akcji. Oczywiście nie zawsze jest to pozytywem, bo można np. przeciągać jedną scenę w nieskończoność. Pamiętacie Modę na sukces? O rety, tam jeden odcinek kończył się sceną, którą rozwlekano na dwa następne. Jeśli akurat któregoś nie mogłam obejrzeć to nic nie traciłam z fabuły.
Z miłości do bohaterów
Przywiązanie do bohaterów. Serial pozwala spędzić z ulubionymi aktorami więcej czasu i dłużej podziwiać ich grę. Możemy napatrzeć się do woli na ulubioną postać.
W serialu mam szansę też nacieszyć się widokiem ulubionej pary w związku. Oczywiście nie na długo. Nie lubię komplikacji, które scenarzyści wrzucają, bo widz się nudzi. Trzeba skłócić bohaterów, by znów było ciekawie. Na koniec para pewnie znów się zejdzie i będzie wielki happy end. Ale zanim to nastąpi, przepłynie dużo gigabajtów.
Rozwój sytuacji i budowanie emocji
W serialu wątki romantyczne rozwijają się bardzo powoli i to lubię. Nigdy nie są sztucznie, szybko napędzane. Widz zdąży nacieszyć się powolnym zbliżaniem bohaterów, ukradkowymi spojrzeniami, flirtem. On i ona potrafią szukać drogi do siebie przez kilka sezonów.
Fakt, że czasem tak zupełnie przypadkiem trafia mnie szlag. Jeśli to serial współczesny, produkowany na bieżąco. Niektóre wypuszczane są całymi seriami, jak choćby Ania, nie Anna. Wcale nie ułatwia mi to życia. Wolałabym dostać nowy odcinek raz w tygodniu, niż czekać rok na kolejny sezon. Przez ten czas zdążę zupełnie zapomnieć, co mnie w tym wątku tak pociągało, emocje opadną i jakoś nie czuję już tego przywiązania, co wcześniej.
Z drugiej strony jestem wybredna. Nie każdy odcinek mi się podoba. Nie każdy zawiera elementy tego wątku, który uwielbiam. I muszę czekać, bo nie mogę przewinąć słabej sceny. Albo obejrzeć całego sezonu w jeden weekend z radością, że wszystkiego dowiem się od razu, a później oglądać tylko to, co mi się wyjątkowo spodobało.
Wciąga jak pralka skarpetki
Seriale uzależniają. Jak się wciągnę, to lecę do końca. Ciężko się oderwać. Bywa, że uciekam z krzykiem, gdy luby proponuje do kolacji jakiś nowy tytuł. Oj nie! Potem będę tuptać ze zniecierpliwieniem. Dziękuję… i oczywiście oglądam 😀
Seans do kolacji
Serial jest krótszy od pełnometrażowego filmu. My najczęściej oglądamy pojedyncze odcinki podczas posiłków. 40-minutowa przerwa na kolację lepiej współgra z innymi obowiązkami w ciągu tygodnia niż 120 minut za jednym podejściem. Im dłuższa przerwa, tym bardziej rozleniwia. A zmywarka się sama nie ogarnie.
Film kontra serial
Wstęp, rozwinięcie i zakończenie- w pigułce
Film to moja wisienka na torcie na kiepskie dni. Gdy potrzebuję zastrzyku pozytywnej energii na szybko. Upadek i wzlot w szybkim tempie. Włączam komedię z ulubionym wątkiem romantycznym, bo wiem, że dostanę tu wszystko czego mi trzeba w pigułce. W ciągu półtorej godziny będę świadkiem poznania się tej pary, będę mogła popatrzeć jak zakochują się w sobie, przeżywają zawirowania, a na końcu happy end.
Najlepsze ukryte w napisach końcowych
Zdecydowanym minusem większości produkcji jest fakt, że nie mam szansy pooglądać tego szczęśliwego życia we dwoje. Para się całuje, wyznaje sobie miłość, lub ląduje przed ołtarzem, a potem już tylko napisy końcowe. A mi pozostaje mi wyobrazić sobie, jak wspólnie urządzają dom czy wybierają imiona dla dzieci, co może dać mi serial.
Dodatkowe aspekty dla wybrednych
Długość filmu to zaleta, jeśli mam ochotę na kilka historii w jeden wieczór. Przy jednym podejściu jestem w stanie obejrzeć dwa do czterech tytułów. Każdy o czymś innym. Dobry patent, jeśli nie mogę się zdecydować, co chcę obejrzeć. Albo jeśli ja i luby mamy odmienny gust. Oglądamy coś dla mnie i coś dla niego. Jedyny wybór to kolejność.
Film nie uzależnia. Jeśli jest to pojedyncza produkcja, dostajemy zamknięty koniec. Gorzej, jeśli to pierwsza część. Wtedy na kolejną najczęściej trzeba czekać rok. Albo i dłużej.
Film często możemy obejrzeć na dużym ekranie. Nie wiem czy to akurat pozytyw ze względu na to, jak nieprzyjemne bywa siedzenie w sali kinowej, ale jednak co duży ekran, to duży ekran. Więcej szczegółów, lepsze doznania dźwiękowe. Chyba, że ktoś ma w domu zestaw nagłaśniający rodem z dyskoteki.
FILM & SERIAL -> EKRANIZACJA KSIĄŻKI
Pozostaje jeszcze oddzielna grupa, czyli ekranizacje. W przypadku filmu większość scen jest po prostu wycięta, bo nie da się pokazać wszystkiego. Są jednak plusy, bo są słabe szanse na nudne przeciągania. Czas na to nie pozwala, zwłaszcza gdy jest to książka pełna akcji lub wielowątkowa. Chyba, że twórcy filmu zdecydują się na ciachanie książki i kręcą dwie części. Jestem ogromną zwolenniczką takich zabiegów, bo choć najczęściej z ekranizacji nie jestem w pełni zadowolona, to jednak dwa filmy z jednej powieści to większa szansa na ulubione momenty.
Więcej scen, więcej do podziwiania. A nigdy nie wiadomo czy scena ważna dla mnie, będzie taka również dla twórców. Wątki romantyczne są zazwyczaj przekształcane na potrzeby filmu, zmieniane lub w ogóle mocno przycinane.
Zgrzytałam zębami, gdy oglądałam scenę Ginny i Harry’ego w ekranizacji Harry Potter i Książę Półkrwi.Serio. To co tam zobaczyłam, nie miało nic wspólnego z treścią książki. I wcale mi się nie podobało.
Cóż. Mam swoje ulubione wątki romantyczne zarówno w jednych, jak i drugich. Na szczęście nie muszę wybierać, którą z tych dwóch form rozrywki wolę bardziej! A jak z Wami? Film czy serial? A może jedno i drugie?
Dzięki za uwagę! Jeśli masz ochotę skomentuj, chętnie poznam Twoją opinię 🙂