Miraculous New York Special wymiata! Wrażenia po obejrzeniu najbardziej romantycznego odcinka serii
Miraculous: New York Special, czyli Biedronka i Czarny Kot wracają po długiej przerwie w wielkim, iście amerykańskim stylu. Nasi paryscy ulubieńcy pojawiają się w odcinku specjalnym, który został nam darowany w prezencie, gdy już zdezelowani, prawie niczym przebity balonik, oczekujemy na sezon 4. Miał być na jesieni 2020, ale skoro ten rok jest taki, powiedzmy, skomplikowany, żeby nie zarzucić jakimś bardziej niecenzuralnym słówkiem, to pewnie i na premierę tego oczekiwanego przedostatniego (podobno) sezonu przyjdzie nam jeszcze trochę poczekać.
A ponieważ zamierzam wypisać wszystkie wnioski, jakie pozbierałam w trakcie tego prawie godzinnego seansu, uprzedzam: pojawią się SPOJLERY. Jeśli czekacie na polski dubbing i nie chcecie wiedzieć absolutnie nic wcześniej, nie radzę przewijać niżej. Chcę sobie to na świeżo wszystko wypisać, na luzie, trochę też poukładać w głowie, więc wiecie. Bez urazy.
Co tu się wydziało?
Klasa Marinette jedzie na wycieczkę do Nowego Jorku, zupełnie przypadkiem wybiera się tam również Władca Ciem. A skoro mamy taki skład, wiadomo, że będzie się działo i tym razem jakiś złoczyńca zatrzęsie nie Paryżem, a właśnie Nowym Jorkiem. Mamy piękną francusko-amerykańską integrację i wiele pozytywnych elementów, takich, no… ludzkich.
Powiedziałabym, że wisienką na torcie, ale chyba po prostu całym wielkim wiśniowym tortem jest relacja Marinette-Adrien. Bo tyle scen, ile między nimi się tu łapało w oko widza, to ja chyba w żadnym odcinku nie widziałam <3 Jestem tym odcinkiem po prostu zachwycona!
Ale po kolei.
-> Marinette, jak dla mnie zostaje mistrzynią dziwnych min tego odcinka. Takie grymasy, jakie ona strzela praktycznie co chwilę, to ze świecą szukać w pozostałych sezonach. Nawet Alya zauważyła, że Mari po prostu dziwaczeje. Oczywiście najczęściej przy Adrienie.
Co więcej, momentami jej oczy robią się wręcz tak dziwne, że aż ciarki mnie przechodziły (na grafice poniżej pierwszy obrazek od lewej z góry i dwa od lewej z dołu) i zastanawiałam się, czy twórcy nie podwędzili jakiegoś grafika ze studia od bajek-horrorów. Coś kojarzę, że w Gnijącej Pannie Młodej chyba też właśnie bohaterka miała takie upiorne spojrzenie. A tu w dodatku Mari dostała jakąś taką zielonkawosinokoperkową otoczkę. No. Całość po prostu mnie lekko zmroziła. Na szczęście atmosferę szybko podgrzewał blask Adriena, który chłopak roztaczał tuż obok. Zawsze tuż obok.
Trzeba przyznać, że naprawdę dobrze się bawiłam, robiąc ten kolaż z jej minami 😀 Ale bez obaw, Mari potrafiła być również bardzo poważna, serdeczna, a złapałam nawet kilka ujęć, na których jest po prostu ŚLICZNA. Wstawię te ujęcia na samym końcu wpisu 🙂
-> Nie wiem, jak bardzo kulawym na jedno oko trzeba być (z całą sympatią do Adriena, bo uwielbiam go szalenie!), żeby nie wywnioskować, że skoro dziewczę zachowuje się przy nim, jakby wiecznie po niej mrówki chodziły i próbowała je z siebie strzepnąć, macha rękami, jakby zapomniała, że nie umie latać, a do tego plącze jej się język, jakby jej się guma do żucia między zębami zaplątała, to coś musi być na rzeczy. No się dziewczyna po prostu ZAKOCHAŁA.
Ale nie. Adrien gapi się na nią, jak ja na brzuszki z łososia, jego poziom szczęścia zaczyna powoli szukać nowej skali, bo stara się skurczyła. Może i on traktuje ją jak przyjaciółkę, za taką też ją uważa. I dlatego tak bardzo stara się nawiązać z nią jakąś interakcję. Może on się przy niej nie stresuje, może jej nawet jeszcze nie kocha. Z pewnością nie pokochał jej od razu, tak jak ona jego.
Ale ewidentnie go do niej ciągnie. A wycieczka do Nowego Jorku to oderwanie od ich codzienności. Człowiek zawsze na takich wyjazdach zachowuje się inaczej. A Adrien postawił na spędzenie tego czasu z przyjaciółka tak, jak w Paryżu nie miałby nigdy szansy.
Dziewczyna ma to “coś”, co sprawia, że jemu się cieplej na sercu robi. Widzi w niej mnóstwo dobra, podziwia ją i szanuje. Chciałby być jak najlepszym przyjacielem i w Nowym Jorku stara się wykazać w tej kwestii w stu procentach. Tyle że właśnie dlatego wiele osób twierdzi, że przyjaźń damsko-męska nie istnieje. Istnieje. Ale tu widzę emocje na zupełnie innym podłożu. Mówiąc kolokwialnie, ciągnie go do niej i ten odcinek pięknie to zaprezentował. On odbiera to jako przyjaźń, ja tam widzę piękny start dla głębszego uczucia. Tylko potrzeba jakiejś mocnej iskry. Tego “czegoś”.
A ja właśnie na taki moment czekam, gdy nagle popatrzy na nią, poczuje dziwne uderzenie serca… i zrozumie, że jego życie właśnie się zmieniło, a uczucie do Biedronki nie było tym, na które czekał. Bo to, co on czuje do Biedronki, to zauroczenie na fundamentach podziwu. A prawdziwa miłość rozwija się na podwalinach szczerzej przyjaźni czystych serc.
Chyba tylko ja miałam zawsze takiego pecha, że jak mi się jakiś chłopak w szkole podobał nad wyraz szczególniej niż pozostali, to on praktycznie zawsze o tym wiedział. Podejrzewam nawet, że szybciej niż ja orientował się, że będę do niego wzdychać przed kolejnych kilkanaście tygodni, siedząc w ławce obok. Tudzież mijając na szkolnym korytarzu. Mari na wielkie szczęście, superinteligentnego przyjaciela, który uczy się chińskiego i szermierki i jest naprawdę zdolnym chłopakiem, ale jakoś sprawy sercowe umykają jego bystremu oku. No zazdroszczę. Serio.
-> Nie będę się czepiać logiki serialu, że skoro Mari i Adrien pojechali na wspólną wycieczkę i tam się pojawia też Biedronka i Czarny Kot, to logiczne, że nie przypadkiem. I być może lecieli tym samym samolotem, to tym bardziej łatwo wpaść na to, że oni jednak znają się nie tylko z akcji ratowania Paryża. Nie będę się czepiać, bo gdy bohaterowie zaczną o tym myśleć, będzie to znaczyło, że serial dobiega końca. A tego nie chcemy. Przynajmniej jeszcze nie teraz. A o tej logice i tak jest wiele dyskusji w Internecie i fejsbukowych grupach 😀
-> Chloe to praktycznie wielka nieobecna. Pojawia się na chwilę na początku, by pomarudzić, jak to ona. Później pojawia się na chwilkę, by znów pomarudzić i ja autentycznie o niej ZAPOMNIAŁAM. Gdy na końcu znów ją zobaczyłam, byłam szczerze zdziwiona: no przecież ona też poleciała na tę wycieczkę! Takiego faux pas to chyba jeszcze nie strzeliłam przy tym serialu. W zasadzie nawet nie wiem, po co twórcy ją też wsadzili w objęcia tej wesołej, podróżującej gromadki.
-> Jedna z dziewczyn, które bohaterowie poznają za oceanem, urzekła mnie niesamowicie. Pocahontas lubię od dzieciństwa, a ona bardzo mi tamtą przypomina z tymi swoimi długimi warkoczami i indiańską urodą. Cudna jest. Na początku myślałam, że to będzie taki amerykański odpowiednik Chloe, ale to wrażenie się zatarło. Na szczęście.
A gdy dziewczyna dostała swoje miraculum, które IDEALNIE do niej pasowało, to ja padłam. O raju, jak ona ślicznie wyglądała! I teraz już nie będę miała problemu z odpowiedzią na pytanie: które miraculum jest moim ulubionym. Może nie pod względem mocy, ale wyglądu na pewno!
Drugą najbardziej uroczą postacią tego odcinka była ta dziewczynka. Śliczna, prawda?
-> W wielu bajkach widać nawiązanie do znanych scen z innych filmów. Special z Nowego Jorku aż się prosi o porównanie do uniwersum Marvella, gdzie wszyscy bohaterowie zbiegają się na imprezę walki ze złem. Wydaje mi się, że to u Kapitana Ameryki była taka część, gdy walczą przez moment sami ze sobą. Muzyka? Już gdy oglądałam trailer, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że jakoś tak inspirowana była muzyką z Avengersów. Może ostatnich albo przedostatnich?
No i mój hit. Sami popatrzcie i pobawcie się w zagadkę w stylu: znajdźcie różnice 😉 Swoją drogą, uwielbiam tę scenę, chyba nic bardziej romantycznego w życiu nie widziałam. Dodam, że to drugie to kadr z odcinka serialu z lat 90. Lois & Clark. Nowe przygody Supermana, zresztą macie podpis pod zdjęciem:
Hm. Podoba mi się ten kolaż. Ok, zaleciało narcyzmem 😀
-> I ja naprawdę nie rozumiem idei tych scen Marinette przy drzwiach automatycznych. Ani to fajne, ani śmieszne (bo ileż można, raz, ok. Ale trzy? Pięć?! Litości…). Zapchajdziura w pakiecie minut odcinka, a po prostu czekałam, aż przejdą do następnej, cokolwiek więcej wnoszącej sceny, niż przedstawianie Mari w oczach Adriena jako kompletnej ofermy. Jak gdyby już się dziewczyna przy nim nie ogarniała wystarczająco słabo.
Ale trzeba mu przyznać, zachowywał się prawie jak rycerz, ratował ją, patrzył na nią z iście łagodnym, zakrawającym o uwielbienie spojrzeniem. Swoją drogą mnie też kilka razy drzwi (ale do windy) próbowały zamordować, więc można też popatrzeć, że ta scena jest taka… życiowa? 😉
-> Kolejny hit odcinka. Władca Ciem w samochodzie z zapiętym pasem bezpieczeństwa. Czy tylko mnie to rozbawiło?
-> Ok, były dwie takie sceny. Złoczyńca zakuty w potężny łańcuch, trzymany w… wannie w łazience? Nie uwierzę, że tylko ja wywaliłam oczy na wierzch w tym momencie. Może nie byłoby w tym nic komicznego, gdyby nie fakt, że to Władca Ciem wpadł na tak genialny pomysł 😀
-> Biedronce się w oku łezka zakręciła ze smutku, a mi ze szczęścia. Bo to pierwszy, wreszcie tak długo wyczekiwany smaczek dla wielbicieli #teamladynoir! Ta scena była na swój sposób po prostu piękna, ogromnie wzruszająca. Cieszę się, że miała miejsce, bo kolejny raz Biedronka przyznała, jak ważny jest dla niej Kot. A tego w serialu trochę, wg mnie, brakuje.
-> Plag jak zwykle mnie nie zawiódł. Jego łobuzerska strona charakteru pokazała się również w tym odcinku. Uwielbiam to kwami, bo niby jest takie złe, niby takie dobre, a można by o nim osobny artykuł napisać. Na pewno ma wielkie serducho, i choć się nie przyznaje, przywiązał się mocno do Adriena wielką, grubą nicią przyjaźni i zaufania. A na tym kadrze uroczo pokazuje bohaterce język… Słodziak po prostu 😀
-> Relacja Adrienette nabrała w tym odcinku jakiegoś takiego fajnego, głębszego wymiaru. Mari nie musiała zabiegać o siedzenie u boku wybranka, nie musiała odciągać go od innych dziewczyn, nie musiała też wzdychać do niego z ukrycia, z daleka. Bo on ciągle był tuż obok. Nie miała konkurencji. Wreszcie! I tak naprawdę to głównym tematem tej wycieczki była właśnie ta dwójka.Ja nie zauważyłam nawet za bardzo tej całej wycieczki, reszty uczestników czy obecności nauczycieli. Gdzieś tam mignęli. Owszem. Była też fajna akcja ze złoczyńcą, Władca Ciem trochę się popisał zdolnościami, poznaliśmy kilka nowych twarzy i nawet udało się zobaczyć nową transformację.
Ale głównym motorem odcinka była Marinette i wciąż kręcący się koło niej Adrien. Sytuacja wróciła do normy, czyli tego co znamy z ostatnich trzech sezonów, dopiero na końcu, gdy standardowo tata Adriena musiał sobie coś ubzdurać, namieszać i jak zwykle rozczarować syna. Który był już i tak wystarczająco rozczarowany.
Na koniec jeszcze kilka moich NAJUKOCHAŃSZYCH momentów z tego odcinka, nie licząc tych, które już dodałam powyżej we wpisie:
- Mina Adriena, lekko rozmarzonego, odrobinę zaskoczonego. Jakby wyrwał się z jakiegoś snu, cudo!
- Uśmiech na twarzy Mari. Normalny, taki serdeczny, nadający jej blasku. Ślicznie tu wyszła!
- Dość symboliczna scena, ale bardzo wzruszająca. Pamiętacie ten deszczowy dzień, gdy Adrien poratował Mari parasolem? No właśnie. Od razu mi się przypomniała, choć to przecież Nowy York i sporo czasu później.
- Tego ujęcia nie trzeba omawiać 🙂 Uwielbiam tego ich “żółwika” w każdym odcinku!
- Musiałam. Po prostu musiałam. No jeszcze raz 😀
- To ujęcie Władcy Ciem wydaje mi się być wyjątkowo klimatyczne, dlatego też jeszcze tu wleci 🙂
- Jak on się tu na nią patrzy, widzicie to ciepło i serdeczność w jego oczach?
- Jak miło, prawda? Tak, ja też uwielbiam momenty, w których Czarny Kot jest doceniany. Widać, jak wiele to dla niego znaczy <3
No i to w zasadzie tyle ode mnie. Możecie się ze mną zgodzić, albo i nie. Miejsce na dyskusję i wyrażanie własnych poglądów na omówiony tu temat znajdziecie poniżej 😉 Ja w każdym razie nadal całym sercem pozostaję przy tym serialu, Specialem z Nowego Jorku jestem zachwycona i czekam na kolejny, czwarty sezon. Jeśli nie w tym roku, to mam nadzieję, że już w 2021.
Dzięki za uwagę!
Wszystkie zdjęcia to printscreeny z omawianego odcinka (oprócz tego Supermana).
2 komentarze
CZ@RNY
Witam . Pięknie napisana prawda o istocie tego odcinka i chyba każdy kto śledzi tą historię przyzna Tobie rację o odczuciu i emocjach płynących z tego odcinka. Przyznam się szczerze że łezka w oku mi się zakreciła razem z Marinett. A w serial wciągły mnie moje trzy córki które go uwielbiają wręcz. Pozdrawiam CZ@RNY
Aga
Ojej, dziękuję za takie miłe słowa. Cieszę się, że się ze mną zgadzasz, bo ten odcinek naprawdę robi wrażenie. Teraz tylko czekać na kolejny Special 🙂 Znam osoby, które same oglądają ten serial, a ich dzieci nie 😀 To zdecydowanie nie jest serial z wyłącznością dla jakiejś jednej, konkretnej grupy wiekowej… Na szczęście 😀
Również pozdrawiam Ciebie i Twoje córki 🙂 I dziękuję za Twoją opinię! 🙂