Bajka o dwóch dżentelmenach
Dawno, dawno temu żył sobie Zbigniew Nienacki, który wymyślił Ralfa Dawsona. Ralf, poza tym, że miał ładne imię i nazwisko, był niesamowitym facetem nie z tej ziemi… I miał tylko jedną wadę. Ale dość istotną dla kilkunastolatki, którą wtedy byłam. Nie istniał naprawdę. I to cecha, której nie mogłam mu wybaczyć, więc zapomniałam o nim na następnych kilkanaście lat. Aż nadeszło pewne lato, gdy uznałam, że warto zaopatrzyć się we własną kolekcję czegoś, co fani Nienackiego nazywają Białą serią. W tej oto serii występuje również księga dwunasta. I właśnie tam ponownie spotkałam Ralfa. Choć nie wzdychałam na wzmianki o nim tak jak wcześniej, to jednak Ralf pozostał tym miłym, czarującym dżentelmenem, za którym nie można obejrzeć się na ulicy, ale jeśli zaprosi Cię na koktajl do pobliskiej restauracji- nie wahaj się. Jeśli mu zależy, poprosi znów. Ale po co odwlekać to, co fajne?
Tak kochani. Jako mała dziewczynka tonęłam w przygodach Pana Samochodzika, a w ostatniej części należącej do znanego cyklu autor pokazał czytelnikom tę oto postać. Postać, na punkcie której zwariowałam wtedy do tego stopnia, że z pożyczonej z biblioteki książki przepisałam sobie wszystkie fragmenty, które dotyczyły opisu wyglądu lub charakteru tego jegomościa. Ba! Te kartki ze skrzętnie przepisanymi zdaniami (ołówkiem! Dlaczego ja to wszystko przepisywałam ołówkiem??) mam do dziś. Znalazłam je niedawno w starym kartonie.
Trudno mu mówić o jakimś wątku romantycznym z Ralfem w roli głównej, bo wokół niego po prostu nie było tej jednej jedynej. Ale on sam emanował taką aurą wokół siebie, że przyciągnął moją uwagę na długo. Jakoś nie wpadłam wtedy na to,by kupić sobie swój egzemplarz książki, więc wypożyczałam ją ciągle z miejscowej biblioteki. Właściwie w ogóle nie kupowałam wtedy książek. Nie wiem czemu.
UWAGA, TERAZ BĘDZIE TROCHĘ SPOJLERÓW Z KSIĄŻKI PAN SAMOCHODZIK I CZŁOWIEK Z UFO
(ten akapit można przeczytać, zaznaczając go prawym przyciskiem myszy)
Ralf Dawson to człowiek z przyszłości. Odległej przyszłości, która znała technologię znacznie bardziej rozwiniętą niż jesteśmy sobie w stanie wyobrazić nawet dziś. A co dopiero w latach 90. czyli wtedy, kiedy pierwszy raz spotkałam tego bohatera w swojej wyobraźni. Przeniósł się do naszych czasów, by znaleźć pewien przedmiot, a gdy tylko misja się uda, wróci do swojego świata. I w tym momencie młodziutka Aga zalewała się łzami na samą myśl, że już go nie będzie (jakby w ogóle kiedykolwiek istniała jakakolwiek szansa na spotkanie go w realu… Ale może nie niszczmy marzeń małej dziewczynki…).
Ralf Dawson to niezwykle przyjaźnie nastawiony do innych człowiek. Pomocny, cholernie inteligentny, a przy okazji bogaty. Dobry i posiadający uśmiech, który skruszyłby nawet górę lodową. Potrafiący załatwić dosłownie wszystko, wszędzie się dostać i wszystkiego się dowiedzieć. Nie potrafi oczarować wszystkich, ale tego akurat jakoś nigdy nie rozumiałam, więc nawet nie będę próbować dziś.
***
W tej mojej bajce będzie jeszcze jeden ciekawy charakter. Mniej więcej w tym samym okresie, może trochę później, może trochę wcześniej, nasza Aga poznała jeszcze kogoś. Na półce z książkami mamy stała sobie mała, niepozorna książeczka. Bohaterem tego wydania był nie kto inny, jak dżentelmen-włamywacz, o francuskim pochodzeniu i uroczym imieniu Arsen Lupin (pewnie przekręciłam coś w pisowni, ale jest 3 w nocy i nie mam siły szukać prawidłowej- wybaczcie).
Arsen to przestępca. Niestety. Jest niezwykły, bo gdyby nie jego fach, byłby naprawdę dobrym człowiekiem. Przypomina mi trochę Neala z Białych Kołnierzyków. Arsen różni się od Ralfa. Arsen był zakochany. Czy to na plus dla niego samego czy na minus, to na razie zostawmy. Ale fakt, że wątek romantyczny był. I to jaki! Aga była zauroczona tym faktem, tym bardziej, że po książkę nie trzeba dreptać do biblioteki. Leży tuż obok, na półce. W tym samym pokoju.
Ukochana Arsena to temat na tyle poważny, że Maurice Leblanc poświęcił jej całą powieść. Okładka już się trochę rozłazi, strony pożółkły, ale w mojej domowej biblioteczce to nadal skarb.
Arsen to chyba jedyna postać, której w potyczce z Sherlockiem Holmesem kibicowałam bardziej, niż znanemu detektywowi (może dlatego, że wtedy jeszcze nie było Sherlocka, jakiego dziś znamy z ekranizacji BBC). Kradł, czarował, mamił. Oszukiwał, lecz w kwestiach miłości szedł za głosem serca. Tak go zapamiętałam.
Jak skończyła się ta bajka? Nieciekawie. Aga wyrosła z tych nastoletnich marzeń, zapomniała na dłuższy czas o dwóch dżentelmenach i poszła swoją drogą. Poznała kogoś z prawdziwego zdarzenia, kto zastępuje jej bez problemu wszystkich Arsenów, Ralfów i innych bohaterów razem wziętych. Ale dziś, po wielu latach już wie, że wątki romantyczne były jej pisane od zawsze.
Dziś też, po latach, ma obu tamtych panów na półce w swojej domowej biblioteczce i choć nie odwiedza ich tak często jak kiedyś (w rzeczy samej w ogóle ich nie odwiedza), to jednak gdy ktoś pyta o ulubione tytuły z dzieciństwa, wymienia je bez wahania.
Dzięki za uwagę!