W książkach/komiksach

Żywy LAS – czyli tam, gdzie wątków romantycznych… nie ma?

Leon i Audrey. Nic ich nie łączy. Oboje próbują przetrwać. Ich dusze spowija mrok, ale mimo wszelkich trudów stawiają kolejne kroki. Byle iść przed siebie. Między nimi nie ma żadnego romansu. Nie trzymają się za ręce, nie patrzą sobie czule w oczy. Ba! Tych dwoje pochodzi z tak różnych światów, że tylko cudem na siebie trafiają. A jednak to na nich skierowane były moje oczy w trakcie lektury Żywego LASU.

Leon budzi się, zupełnie nie pamiętając, kim jest. Długo, naprawdę długo stara się odkryć własną przeszłość i przede wszystkim powód utraty pamięci i świadomości.

Audrey jest niesamowitą, inteligentną i waleczną dziewczyną. Ciężko określić, czy jest ładna, ale zwraca uwagę Leona czymś zupełnie innym niż uroda. Można na niej polegać. U jej boku można góry i doliny pokonywać. A w sytuacji Leona zaufanie to dość rzadka, bardzo cenna waluta. Audrey potrafi się poświęcić dla dobra sprawy. Choć tu wkroczyła moja romantyczna dusza i kazała mi się zastanowić, czy ona na pewno robi to dla dobra sprawy?

Gdy już przestała Leona zadziwiać, zaczął na nią uważniej patrzeć. Wierzył w nią wtedy, gdy nikt inny nie chciał. Gdy nawet ona sama nie potrafiła w siebie uwierzyć.

To jest w takich duetach piękne. Jedno dodaje siły temu drugiemu. I choć nie zawsze jest im pisany happy end, to ja się cieszę, gdy widzę ich zmagania o wspólne dobro, walkę o siebie nawzajem, wspólne przeżywanie przygód, spędzanie razem czasu, które przeplatają zaufanie, przyjaźń, wsparcie.

Nie byłam najszczęśliwsza, gdy autorka postanowiła ich rozdzielić. W dodatku myślałam, że Leon rzuci narzeczoną właśnie z powodu tej niesamowitej istoty. Liczyłam na to, bo Audrey rozumiała go o wiele lepiej. I mogła mu pomóc w jego planach. A on tymi swoimi planami powinien zdobyć jej serce.

Nikt normalny nie powie, że w tej powieści jest jakiś wątek romantyczny. Ale ja nie jestem normalna. I tak jak w Blue Code czy w Sherlocku Holmesie, tak samo tutaj czuję magię. Może autorka jej tu nie chciała, ale ja w odpowiednich momentach po prostu dopowiadałam sobie resztę.

O czym jest Żywy LAS?

Facet budzi się w środku lasu. Nie wie, kim jest. Nie wie, gdzie jest. Nie wie nic. Wie, że nie jest ranny i że słyszy głosy we własnej głowie. A może to nie są głosy w jego głowie? Może to sam las do niego przemawia? W każdym razie bohater zaczyna szukać sensu swojego istnienia. Trafia na dziwne istoty, przeżywa trochę przygód, aż wreszcie udaje mu się dotrzeć do królestwa, w którym wszyscy inni wiedzą o nim zdecydowanie więcej niż on sam o sobie. I wszyscy myśleli, że on nie żyje.

Jak przystało na prawdziwego pozytywnego bohatera, Leon ma wroga. I jak w takich historiach bywa, musi tego wroga zabić (pamiętacie motyw z Harry’ego Pottera, gdzie Harry i Voldemort mieli wspólne przeznaczenie, by walczyć i by jeden zabił drugiego? No właśnie xD). Ale by go zabić, musi go odnaleźć. Po drodze jednak musi znaleźć tajemniczą łezkę, bo inaczej sam umrze.

Tu zatrzymam się ze streszczeniem fabuły, bo jest naprawdę ciekawa i warto do książki zajrzeć. Poleje się krew. Zginą ludzie, zwierzęta i magiczne stworzenia. Czas zwariuje i na moment nawet się zapętli o jakieś pięć tysięcy lat. Walczyć będzie każdy z każdym. Ufać nie będzie można nikomu, bo nigdy nie wiadomo, czy przyjaciel nie okaże się wampirem gotowym wyssać z ciebie całą krew. Będzie magia i będą dwa miecze, które muszą się ze sobą zmierzyć (znów przypomina mi się motyw z Harry’ego xD). Będzie też moja ulubienica. Z charakteru – wierna niczym najwierniejszy psiak. Energiczna, wesoła i kochająca swojego pana. Tyle że zamiast czterech łap i ogona ma osiem nóżek i odwłok xD Uwierzcie mi, też ją pokochacie!

Atmosfera w powieści jest bajeczna, a świat stworzony przez autorkę jak malowany. Ja tam byłam. Tu słowa naprawdę wyczyniały cuda z moją wyobraźnią, bo gdy wlazłam z nimi do tej jaskini, sama cholernie się bałam, że za chwilę zostaną uwięzieni. Albo że któreś z tych uwięzionych tam zaraz się na nich rzuci. Lubicie bać się o losy bohatera? No ja niby też nie. Ale się bałam. Najbardziej chyba wtedy, gdy szukał testamentu. Bo wtedy potwierdziły się moje najgorsze obawy.

Książka, w której jest nieistniejący wątek romantyczny, który ja sobie po prostu dopowiedziałam. Choć jakieś tam spojrzenia są… Mała tęsknota też. Ej, no jak tu nie marzyć o czymś więcej? xD

Typowa fantastyka, czyli gatunek, po który baaaaardzo rzadko sięgam! A gdy już sięgnęłam, uznałam, że chcę kolejnego tomu. Będzie? No niech mi ktoś powie, że będzie…? 🙁 Ech. Ja naprawdę chciałabym przeczytać, co się dalej działo. Bo ta historia niby jest zakończona. Ale spokojnie można by jej coś jeszcze dopisać. Na przykład kolejne trzysta stron xD


Dzięki za uwagę!

Okładka książki dzięki uprzejmości WLBP, a grafiki znalezione na pixabay.com

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *