W filmach

Święta z widokiem, czyli ten film bronią trzy składniki

Święta z widokiem to słaby film, a jednak dziś o nim piszę. Są trzy aspekty, dzięki którym film wylądował na tym blogu, czyli w zestawieniu moich wątków romantycznych. I zanim zapomnę, dlaczego mogłabym chcieć go obejrzeć ponownie, przejdę szybko do konkretów.

Aspekt pierwszy: branża gastronomiczna

Uwielbiam gotowanie w filmach. Pewnie dlatego tak bardzo podoba mi się Ratatuj, Ugotowany czy Życie od kuchni, choć wątków romantycznych jako takich w nich nie ma. W zasadzie w ogóle ich tam nie ma.

Kuchnia na ekranie to coś niesamowitego. Daje możliwość podglądania zawodowych kucharzy (ok, aktorów odgrywających takie role, ale to nadal pozory kucharzy z prawdziwego zdarzenia). Potraw, jakie wychodzą spod ich rąk i to, na co zwracam uwagę: atmosferę pracy, profesjonalizmu, stresu związanego z dobrze wykonanym zadaniem. Takie życie od kuchni. Dosłownie.

Tutaj akcja dzieje się w restauracji. Powiedziałabym, że głównie, jednak gdzieś w połowie filmu to zanika. Ku mojemu rozczarowaniu. Ale twórcy filmu pozwolili mi nacieszyć się momentami dekorowania potraw i obsługi gości na tyle, by utkwiło to w mojej pamięci.

Aspekt drugi: część świąteczna

W filmie Świąteczna Niespodzianka jedna z bohaterek pyta: Mikołaj puścił pawia? Cóż. W tym filmie Mikołaj na pewno to zrobił, bo chyba nie ma ujęć, by w tle nie majaczyła jakaś bożonarodzeniowa dekoracja.

Gdybym oglądała ten film w marcu albo lipcu, pewnie dostałabym białej gorączki, bo poza listopadem i grudniem ciężko jest uchwycić ten odpowiedni nastrój. Jednak teraz, pod koniec listopada po prostu kocham każdą bombkę i lampkę, która ozdabia ściany i meble za plecami aktorów.

Oprócz tego film zasługuje na wielkie brawa za nieustannie padający śnieg. Wszystkie sceny na zewnątrz zamroczone są przez białe, spadające płatki. Oczywiście widać też zaspy i zwisające z dachu sople. Ale ten padający śnieg…  aż zamruczę, jak Czarny Kot na widok Biedronki: MRAU!

Aspekt trzeci i ostatni: wątek romantyczny

Co mi się w tym wątku podobało? Przede wszystkim powolny rozwój sytuacji i wrażliwość, jaką od samego początku odznacza się główny męski bohater.

Mogłabym też uznać, że emocjami na tej swojej zarośniętej buźce nakierowuje widza na sposób, w jaki daną scenę wypada odebrać. I to jest super. Ja oglądam zachwycona, a mój luby: co?? Za co on ją przeprasza? No to mu tłumaczę, że właśnie wrzucił ją do tego samego wora, co resztę swoich fanek. Luby: acha. To jak, przewijamy na koniec? I tyle było romantyzmu.

Ja się w sumie nie dziwię, bo gdy wypisałam wszystkie ALE znalezione w tej produkcji, to jestem pod wrażeniem, że wytrzymał AŻ pół godziny (wprawdzie bawiąc się przez cały ten czas telefonem, jakimś okruszkiem znalezionym na stole i ziewając, wcale nie dyskretnie), ale dał radę. Jak widać, nie jest to film dla męskiej publiczności. Uwierzcie mi, dziewczyny, to nie jest film na romantyczny, wspólny wieczór. Jeśli macie ochotę na seans, to obejrzyjcie go same. Mój facet nie dał rady, więc przestałam go torturować i dokończyłam sama 😉

Wracając do wątku romantycznego, to podoba mi się, jak on na nią patrzy. Poza zawodową stroną ich znajomości, ona raczej nie wykazuje zainteresowania nim, choć całkiem nieźle ułatwia mu podryw (pewnie nieświadomie).

Facet jest fajny. Ale wpada w ramy współczesnych wymogów. Bródka musi być. Tyle, że ja nie lubię owłosienia. No i pewnie narzekałabym bardziej, ale temu facetowi akurat lekki zarost pasuje. Przy jego rozmarzonych, chłopięcych oczach, dodaje mu powagi. I jest romantycznie.

To w zasadzie tyle, jeśli chodzi o moją sympatię do tego filmu.

MOJE WIELKIE “ALE”

Niestety na liście ZA i PRZECIW, tych PRZECIW znalazło się jakoś podejrzanie więcej. I choć staram się nie czepiać tego typu filmów, bo one mają włącznie bawić, budować pozytywny i radosny klimat świąt, to jednak tu ciężko nie narzekać.

Wszystko naciągane, a jednak jakoś się trzyma

Naciągane elementy fabuły, to chyba najczęstszy zarzut, jaki wypisywałam sobie w trakcie seansu. Naciągana popularność bohatera, którą szybko się znudzono, bo oblegany przez fanki kucharz jakoś szybko przeszedł w etap swobodnego poruszania się po mieście. A wcześniej nawet śniadania nie mógł zjeść w spokoju.

Naciągane wykorzystywanie pracownicy przez szefa. Telefony do dziewczyny w środku świąt, by przywiozła mu jakieś papiery. Ale skoro nie musi ich mieć “na wczoraj”, to po jakie licho do niej dzwoni późnym wieczorem i sztucznie gitarę zawraca? Bo potrzebna jest prowokacja. I tu czepiam się dalej.

Naciągana intryga. Nie mam pomysłu, ale czymś przecież te 90 minut zapełnić trzeba. Zamiast tego można było pójść w stronę aspektu gastronomicznego.  Gotowanie zawsze jest fajne, dobrze wygląda i nie męczy. Można nim zastąpić nawet najnudniejszą rozmowę.  Natomiast intryga tu jest schematyczna, a w dodatku arogancka. O wszystkim oczywiście dowiadujemy się ze sztucznych dialogów między bohaterami, a ja mam wrażenie, że sztucznymi problemami ktoś tu na siłę łata dziury w fabule.

Goła klata musi być!

Dwa razy pojawiła się goła klata. Za każdym razem inny aktor pokazywał swoje wdzięki. I są filmy, w których ja się nawet cieszę, gdy mogę pooglądać kaloryfer. Ale nie tu. Dlaczego? Bo te sceny nie wniosły absolutnie nic. Bohaterkom nie zadrżało serce “ojej, jak on jest cudnie zbudowany”, za to mi zadrżało poczucie estetyki, bo wyobraźcie to sobie: facet ściąga koszulkę, przez chwilę stoi sobie zupełnie bez sensu przodem do kamery, po czym bohaterowie zajmują się jakimś tematem z sufitu. I po co ta golizna?

Romantycznie zdegustowana

Teraz przyczepię się do pocałunków, ale po prostu nie dałam rady przymknąć na nie oka. Tak, jak oczarowały mnie jego spojrzenia na nią, tak rozczarowana jestem pocałunkami. No dobrze, nie mam nic do budowania napięcia i tworzenia relacji. Jest poznawanie się i pierwsze randki. Ale to dziwne cmokanie, zamiast czułych, delikatnych pocałunków? Totalnie wymuszone. Ja tego nie kupiłam.

(To nasuwa mi myśl, by zrobić listę moich ulubionych pocałunków w filmach 😀 Chcecie taką listę?)

Polecam film dziewczynom, które naoglądały się już tony filmów romantycznych ze świątecznym akcentem i wciąż im mało. Do tego fajny facet w głównej roli (chętnie obejrzałabym inną komedię romantyczną, jeśli w jakiejś zagrał), ewidentny, przewidywalny wątek romantyczny i mnóstwo choinek i śniegu! Bez wygórowanych ambicji czy większej logiki. Na odstresowanie, relaks i złapanie świątecznego nastroju nawet się nada.


Dzięki za uwagę! Znasz ten film? Daj znać w komentarzu 🙂


Zdjęcie pochodzi z serwisu pixabay.com. Printscreena z filmu nie ma, bo nie chciało mi się wybierać, który kadr będzie najodpowiedniejszy, wymagałoby to ponownego obejrzenia filmu, a na to na razie nie mam ochoty. Przed następnymi świętami, za rok;)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *