O kontynuacji “Świątecznego Księcia” słów kilka
Nie wiem już ile miesięcy czekałam na ten dzień, ale wreszcie nadszedł. Na Netflix pojawiła się druga część filmu Świąteczny Książę, a ja czatowałam prawie od północy, by wreszcie zobaczyć tę premierę. Pojawiła się dopiero rano, ale ku memu zdziwieniu nawet mój luby obejrzał film ze mną, a jego komentarz umieszczę trochę niżej.
Przede wszystkim przez ponad półtorej godziny mogłam znów nacieszyć się widokiem Edwarda i Amber. Uwielbiam tę parę. Są tacy skromni, słodcy i sympatyczni, że gdyby powstała trzecia część, to też bym się na nią rzuciła.
Nie do końca przekonała mnie kwestia polityczna poruszona w tej części. Mam wrażenie, że świeżo upieczony król błąka się jak we mgle i choć rozwiązanie ma tuż przed oczami, to jednak nie potrafi go zauważyć. Ufa nie tym osobom, którym powinien. Czuję, że on po prostu nie czuje się dobrze na stanowisku, które objął.
Amber na początku sprawiała wrażenie głupiutkiej nastolatki, której udało się wyrwać księcia. Na szczęście to wrażenie szybko mi się ulotniło i znów poczułam sympatię do ulubionej wcześniej bohaterki. Jest ona inteligentną, młodą kobietą, która ma wiele do zaoferowania. Niestety jest wiele osób, które jej rolę chcą sprowadzić do okropnego “masz po prostu dobrze wyglądać i cały czas się uśmiechać, trzymając protokołu”. Ergh, słowo protokół już mi samej za skórę zalazło, a co dopiero biednej bohaterce, która chce dobrze, ale nikt tego nie widzi i nawet nie pozwala jej na jakikolwiek ruch. Amber jednak nie jest szarą, zahukaną myszką siedzącą cichutko pod miotłą gdzieś w kącie i jeszcze pokaże pazurki. Na szczęście!
Ciężko mi było pogodzić się ze scenami skrajnymi. Trochę nie po drodze z moim poczuciem sprawiedliwości, gdy lud cierpi, a dla dworu najważniejsze w tym momencie jest: ojej, nie mamy jeszcze choinki, a zawsze o tej porze roku już była dla wszystkich widoczna. Serio? Czy naprawdę widok udekorowanej choinki będzie taki istotny dla poddanych, którzy nie mają za co żyć?
Uwaga, teraz będzie mały spojler, ale bez szczegółów.
Pewien czarny charakter z pierwszej części wpadł do pralki i nabrał czystych, białych kolorów. To jedna z największych niespodzianek tej części. Wniosła do filmu mega pozytywną nutę. Bardzo mi się ten zabieg spodobał.
Świąteczny klimat został utrzymany i to kolejna cecha, za którą uwielbiam twórców. Śnieg, lampki i bombki- czego mi więcej trzeba?
Tutaj może niezbyt pozytywna informacja dla osób, które nie oglądały pierwszej części, ale jest tyle nawiązań do niej, że warto obejrzeć obie części w prawidłowej kolejności, oczywiście. Dla mnie był to cudowny zabieg, bo poczułam szacunek twórców do widza, który zakochał się w Świątecznym Księciu i postanowił obejrzeć jego Wesele. Pociągnięte zostały nawet tematy poboczne, na które niby nie trzeba zwracać uwagi, a jednak mają swój niepowtarzalny urok, jak choćby zjazd na sankach z samą królową 😉
Zauważyłam, że Netflix nie bardzo radzi sobie ze scenami “w biegu”. Nie ma co się dziwić, przy niskobudżetowych produkcjach raczej każdy da radę rozpoznać sceny z użyciem greenscreena, więc gdy bohaterowie jadą autem możemy zaobserwować cudowną pracę zielonego ekranu na tylnej szybie. Druga taka uderzająca w oczy znalazła się właśnie przy zabawie z saneczkami.
Mimo to obejrzałam ten film TYLKO trzy razy dziś, w dniu premiery. Zachwycałam się Edwardem i Amber (dzięki wielkie za wszystkie nieporozumienia i kłótnie, które ubarwiły tę bajkową miłość!), cieszyłam się na widok zasp śniegu, lasu pokrytego białym puchem i wszystkich dekoracji świątecznych, które dają odpowiedni klimat.
Warto też zwrócić uwagę na makijaż Amber, który w tej części nie odstraszał, lecz przeciwnie. W pierwszej części to była jakaś masakra, co ta bohaterka miała na twarzy na balu. Tutaj natomiast dziewczyna wyglądała naprawdę dziewczęco i delikatnie. Kreacje, które nosiła, dodawały jej uroku. Ślicznie po prostu!
Mój luby stwierdził, że jak na niskobudżetowy film, jest to naprawdę fajna, świąteczna produkcja. Cóż. Uwierzcie, w jego ustach to najlepszy komplement, jaki romantyczny film mógł uzyskać…
Tak jak pierwsza część, druga również jest bardzo pozytywna, ciepła i idealna na długi,zimowy wieczór. Warto było czekać na tę kontynuację. A może tak za rok trzecia część? 😉
Dzięki za uwagę! 🙂