W serialach

Irene czy Molly? Rozważań o serialowym Sherlocku c.d.

Tym razem moje zainteresowanie obudziły dwie kobiety, które pojawiły się w życiu słynnego detektywa z serialu BBC.
Tak, tak. Oczywiście będą spojlery 😉 

Chciałam omówić temat, który od dawna nie daje mi spokoju. Irene czy Molly? Którą z pań szczerze polecam Sherlockowi?

Gdybym miała je porównać do jakichś symboli, Molly zdecydowanie jest fundamentem solidnej konstrukcji. Irene to z kolei uroczy, szczekający i skaczący wokół Ciebie piesek przyjaciela. Lubisz tego pieska, fajnie się z nim pobawić, ale nie chciałbyś go wziąć na stałe pod swój dach, bo po prostu nie pasuje Ci taki układ. Wystarczy Ci pogłaskanie czworonoga od czasu do czasu. Przy okazji kawy z przyjacielem. Cóż, piesek przybywa i odchodzi bez słowa. Natomiast fundamenty są i zawsze będą. Potrzeba wielkiej siły, by je zburzyć.

Gdy Sherlock został postrzelony, to nie Irene pomagała mu w jego jaźni. Przed oczami ukazała mu się Molly, która była swego rodzaju maścią na ranę. Jej ciepły, dobrotliwy głos sprawił, że zmieniła się w bufor bezpieczeństwa. Potrzebował jej, nie Irene.

Idziemy tym tropem dalej.

To do Molly uderzał, gdy potrzebował pomocy. Choć kochał Watsona jak własnego brata, to miał wątpliwości, że przyjaciel zdradzi jego sfingowaną śmierć. O Molly nigdy nic takiego nie powiedział. Wiedział, że może jej zaufać. Zapytał tylko raz czy ona mu pomoże i jej odpowiedź mu wystarczyła. Ta kobieta pójdzie za nim w ogień, gdy będzie trzeba. Później podziękował jej za wszystko, co dla niego zrobiła. NIE MUSIAŁ. Nigdy wcześniej jakoś nie potrzebował. A jeśli chciał jej podziekować, mógł to zrobić W KAŻDY inny sposób. A dał jej samego siebie. To, co dla niej miało największą wartość. Czas z ukochanym.

Sherlock nigdy nie pocałował Irene. Molly dostała od niego dwa razy buziaka w policzek. Na swój sposób one obie go pokochały, jednak Sherlock znacznie mniej przejął się uczuciami eleganckiej kokietki. Za to drobna laborantka bez większego problemu trafiła na listę osób, na których zależy mu najbardziej. Do tego w grono jego najbliższych, z którymi u boku idzie przez życie każdego dnia.

Molly to stabilność. Irene to gierki i niebezpieczeństwo. Irene zdradzi, jeśli będzie musiała ratować własną skórę. Wprawdzie Sherlock chętnie ją ratował, ale nie ratował ukochanej kobiety. Ratował człowieka, który nie zasługiwał w jego mniemaniu na śmierć, zresztą darzył ją na swój sposób sympatią. Jednak według mnie, ona na wspomnianą wyżej listę nie trafiła.

Molly nigdy nie badał pulsu. Nie bawił się nią, nie traktował jak sprawy połączonej z rozrywką. W zasadzie dla niego każda sprawa była rozrywką, więc ona cała była zabawą. O tyle niebezpieczną, że nie można z nią przebywać przez cały czas, zamieszkać i toczyć codzienne rozgrywki.

Molly jest niezwykle silną kobietą i Sherlock doskonale o tym wie. Jeśli ktokolwiek miał wątpliwości, to polecam obejrzenie dodatkowego odcinka Upiorna Panna Młoda. To właśnie tam Molly przebrała się za mężczyznę. W czasach, gdy kobiety raczej nie miały dużo do powiedzenia, ona emanuje siłą, stanowczością i uporem. Nie boi się przeciwstawić panom, którzy niekoniecznie wiedzą, jak sobie z nią poradzić.

Uderzyły mnie również sytuacje, gdy uczucia obu pań wyszły na jaw. W zasadzie obie miały taką przykrą sytuację z Sherlockiem. Tyle, że z Molly było inaczej. To detektywa zabolało jak cholera. Wcale nie chciał jej skrzywdzić. Szanował jej uczucia, co pięknie pokazał w scenie, w której gratulował jej zaręczyn. Także wtedy gdy przyszedł jej powiedzieć, że miała rację odnośnie jego samopoczucia, a także właśnie wtedy, gdy ciepło i serdecznie zawołał, że przecież są przyjaciółmi.

Natomiast do Irene podszedł bez skrupułów. Gdy ta próbowała omamić go sztuczkami w stylu "to była tylko gra", on zgrabnie, jednak dość okrutnie udowodnił jej, że nie wierzy w ten brak zainteresowania. Zdradził ją, tudzież wystąpił przeciwko niej, patrząc prosto w oczy. Nawet się nie zawahał, by pokazać Irene, że jej słabością jest on sam. Nie przejął się ranieniem uczuć Irene, ale był załamany, gdy musiał wleźć z butami w uczucia Molly.

Tylko w przypadku Molly padły słowa "kocham cię". Czy to naprawdę, czy wymuszone. Dla Irene by tego nie zrobił, nawet jeśli ją uratował czy z nią esemesował. Jednak Irene to nie Molly.

Na koniec dodam jeszcze, że Molly potrafi usunąć się w cień. Jest tam, dla niego, a jednak jest niewidoczna. Dlatego jest dla niego idealną parą. Obecna, gdy jej potrzebuje. Nieobecna, gdy potrzebuje samotności. Dla Irene nie widzę miejsca u jego boku.



Dzięki za uwagę! Jeśli masz swoje przemyślenia, podziel się nimi w komentarzu. Chętnie je poznam 😉

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *