W serialach

O Sherlocku i Molly słów jeszcze kilka

Oglądając odcinek Pusty karawan, dokładnie obserwowałam relację Sherlocka i Molly. Moje romantyczne, bezgranicznie zakochane w tej parze serce doszukało się ciekawych wniosków.
Są spojlery? Ależ OCZYWIŚCIE, że są! Głównie sezon 3, ale pozostałych też nie oszczędzam.

*

Sherlock popisywał się przed Molly. Tylko przed nią. Obejrzałam wszystkie cztery sezony kilka razy. Niektóre sceny znam na pamięć. Nie zdarzyło się, żeby chciał przed kimś zabłysnąć w taki sposób, jak zrobił to w przypadku tej dziewczyny, gdy zabrał ją ze sobą w teren. Mówię tu konkretnie o pierwszym odcinku trzeciego sezonu.

Wydaje mi się, że coś się w nim zmieniło w poprzednim sezonie, gdy powiedziała mu, że ona się nie liczy. Zaskoczyła go wtedy i to tak solidnie. Ale właśnie od tamtego momentu zauważył ją bardziej, niż dotychczas. Oczywiście, że wiedział już dużo wcześniej o jej uczuciach. Byłby skończonym kretynem niegodnym swej sławy, gdyby taka “drobnostka” mu umknęła. Wrócił do niej po pomoc jeszcze w tym samym odcinku, a później ruszył łańcuszek i Molly na dobre zagościła w sercu Sherlocka, jako ktoś bliski.

**

Sherlock uznawał uczucia Molly. Nie przeszkadzały mu, a nawet w jakiś sposób był jej wdzięczny za ufność, jaką w nim pokładała, swoje bezgraniczne oddanie i wierność, jakiej mu dotrzymywała. Oczywiście nie mówię tu o wierności typowej dla małżeństw. Mówię (jakkolwiek to zabrzmi) o wierności wewnętrznej. Nigdy w niego nie zwątpiła, była przy nim, gdy jej potrzebował. Mógł na nią liczyć i to do niej zwrócił się w najtrudniejszej chwili.

Dlaczego uważam, że uznał jej uczucia i nawet z przyjemnością zaakceptował? Bo widzę to w jego spojrzeniu, postawie i pocałunku w policzek dokładnie w tej scenie, gdy gratuluje jej zaręczyn. Tuż po akcji z fanem pociągów. To, jaki był dla niej w tej chwili, to najpiękniejsza postawa, jaką mógł jej w tamtej chwili ofiarować. Pewnie, że dziewczyna wolałaby pocałunek trzy centymetry bardziej w prawo. Ale powiedzmy sobie szczerze. W jej sytuacji? Przeżywała tę scenę później pewnie jeszcze setki razy. Ja bym przeżywała 😉

W dodatku to Molly zaprosił do spędzenia ze sobą dnia. Gdyby chciał ją zniechęcić, odepchnąć, to na pewno nie byłoby takiej akcji. Facet raczej ucieka od dziewczyny, której uczuć nie chce. Nie proponuje jej spędzania razem czasu. Nawet jeśli to spędzanie czasu na jego warunkach. Skoro wiedział, jakimi uczuciami Molly go darzy, wiedział też doskonale, ile radości sprawi jej swoim towarzystwem przez tyle godzin. I to jest urocze.

Jest dla niej miły, uprzejmy.. prawdziwy gentleman. Nie ignoruje jej, docenia intelekt. “Witaj w moim świecie.”- czyż to nie najlepszy dowód na chęć imponowania jej? Ależ radość, gdy udało mu się pokazać przed nią z tej strony, która jest dla niego tak ważna. Myślę, że gdyby Molly zaczęła z Sherlockiem pracować na co dzień, wprawiłaby się naprawdę fajnie i byłaby z nich niezła para detektywów z romansem w tle. Choć ciężko mi wyobrazić sobie zakochanego Sherlocka w szarej rzeczywistości. Tym bardziej chciałabym to zobaczyć 😀

***

Skoro już jestem przy tym ich wspólnym dniu, jeszcze jedno spostrzeżenie. Jest między nimi chemia wyczuwalna już na tym etapie znajomości. Sherlock jeszcze nie jest świadom, że to ona będzie jego wielką miłością, jednak czuje się w jej towarzystwie lekko skrępowany. Samo zaproszenie jej do wspólnej pracy już nasuwa mu trudności. Nie jest tak pewny siebie, jak zazwyczaj. Przy Jamesie jest znacznie bardziej rozluźniony. Przy Molly tego nie widzę. Ale nie ma tego luzu właśnie wtedy, gdy spędzają razem dzień. W laboratorium owszem. Tam oboje są w swoim żywiole, wiedzą co mają robić i to jest naturalne. Wychodzenie poza to miejsce to jak wyjście ze strefy komfortu. Myślę, że Sherlock nie do końca wie, jak się przy tej dziewczynie zachować. Nie ma jednak żadnego problemu z jej uczuciami, które ewidentnie siedzą na wierzchu, niczym ubranie na gołej skórze. Zastanawiałam się przez chwilę nawet czy jest to dla niego uciążliwe. Ale poza jednym momentem, gdy ona zapatrzona w niego nie była w stanie podjąć dedukcji, nie wydaje mi się, by mu to przeszkadzało.

Patrzę na nich w tej scenie, gdy przyjmują pierwsze małżeństwo jako sprawę do rozwiązania i rozczulam się podwójnie. To jest cudowne. Ten gość uznał, że najlepszym podziękowaniem dla dziewczyny będzie po prostu jego towarzystwo. On jako prezent! Myślę, że idealnie wstrzelił się z kokardką.

****

Po powrocie do Londynu Sherlock powoli zaczął wychodzić z cienia, czyli spotykać się ze swoimi bliskimi. Pierwszy był oczywiście dr Watson, jego najlepszy przyjaciel. A do kogo poszedł tuż po tym, gdy John prawie zszedł na zawał? Właśnie do Molly. Choć ona go nie opłakiwała, bo jak się okazało, wiedziała o wszystkim od początku. Jednak gdy po dwóch latach wreszcie ją odwiedził, miał na twarzy ten uroczy, przeznaczony specjalnie dla najbliższych uśmiech. Uwielbiam tę scenę (no tak, jak każdą z tą dwójką w roli głównej. Wiem).

*****

Ach, te dwa pocałunki. Nie wiem jak inni, ale ja uwielbiam buziaki w policzek od mojej drugiej połówki. Są tak urocze, pełne miłości, delikatności i przede wszystkim wyrażają troskę, przyjaźń i taką gwarancję, że wszystko będzie dobrze. Naprawdę dobrze. Buziaki w policzek, które dziewczyna otrzymuje od ukochanego faceta odczuwane są zupełnie inaczej, niż jakiekolwiek inne tego typu i jest w nich coś magicznego. Właśnie taką magię zauważyłam w pocałunkach Sherlocka. Przecież wcale nie musiał całować Molly.

Nigdy jej nie dotyka, nie widziałam, by podawali sobie rękę, ściskali się lub w ogóle okazywali sympatię w jakiś taki fizyczny sposób. Między nimi jest albo praca, albo totalnie odrealnione wyznania (jak choćby to, że Moriarty zignorował ją, choć liczyła się dla Sherlocka najbardziej). A tu nagle ten niezwykły facet całuje ją z takim przekonaniem, na jakie tylko go stać. Odnosi się do Molly z sentymentem, wrażliwością i bardzo delikatnie, jakby bał się, że ten kwiatek nagle straci płatki, gdyby potraktować go zbyt brutalnie.


Ok. Rozpisałam się. Uwielbiam tę parę i chwilowo żyję ich przyszłością, obserwując to, co do tej pory zostało nagrane. Nie czekam na 5 sezon. Wiem, że nie dostanę tam Sherlolly, więc wolę, by go po prostu nie kręcili. Zamiast tego snuję własne przypuszczenia na temat tej pary i ich dalszych losów na długo po tym, co wydarzyło się w czwartym sezonie.

W planach mam jeszcze analizę dwóch kobiet w życiu Sherlocka, a także  związki Molly we wszystkich sezonach serialu. Oczywiście pod kątem jej uczuć do tytułowego bohatera. Dużo tego nie ma, ale uważam, że warto się im przyjrzeć 🙂

Zdjęcie użyte w tym wpisie pochodzi z serwisu pixabay.com


Tymczasem dzięki za uwagę! Jeśli masz ochotę, zostaw komentarz. Chętnie poznam Twoje przemyślenia na omówiony powyżej temat 🙂 

2 komentarze

  • Sherlock i Molly

    Witaj,
    Dopiero od niedawna mam netflixa no i całego Sherlocka bez reklam. Na początku byłam zafascynowana umysłem i przeniesieniem SH do naszych czasów. Pierwsze łzy poleciały po epizodzie z Irene i po skoku z dachu i reakcji (oszczędnej ale pełnej bólu u Watsona (co za aktrostwo !!). Nieopatrznie wrzuciłam (the fall) na yt i zaczęło się……fanfiction z Molly. Dzięki, że napisałaś taką fajną analizę bo pewnie obejrzę jeszcze raz całą serie i będę żywić mój umysł tymi scenami w których no właśnie….. Wiemy, że nie stworzą tradycyjnego związku, ale czy geniusz musi zakochać się tylko w drugim geniuszu……wszystko by pewnie zależało do tego jak Molly chciałaby się w takim związku widzieć. Jedno wiem, po Sherlocku XXIw. nie ma mowy o tym żebym oglądała jakieś inne “wydania” z epoki. Pozdrawiam Ci serdecznie 🙂

    • Aga

      Cieszę się 🙂 Ja ten serial oglądałam już tyle razy, że nawet nie liczę 😀 Oczywiście głównie pod kątem analizy ulubionego wątku, ale sam geniusz głównego bohatera, jego relację z Watsonem czy z bratem też pilnie śledziłam. Poza tym uwielbiam również właśnie wątek Watsona i jego żony. Naprawdę fajnie zrealizowano ten serial. I dobrano idealnych aktorów. Jeśli powstanie następny sezon (doczytałam gdzieś, że wszyscy by chcieli, tylko brak im czasu ze względu na inne projekty), to nie wyobrażam sobie, żeby ktokolwiek z nich miał zostać zastąpiony inną twarzą.
      Oj tak, skok z dachu to było coś. (I ten smaczek dla fanów Sherlolly z ich pocałunkiem, mrau :D) Molly nie musi być geniuszem. Głupia ta dziewczyna nie jest, naprawdę się ogarnia (to ona odeszła, gdy chciał z nią prowadzić sprawę, zamiast Watsona, Sherlock wcale nie chciał się jej pozbywać), a Sherlock wiele razy zwraca się do niej z prośbą o pomoc i co najważniejsze: zawsze może na nią liczyć.
      Dzięki, również pozdrawiam :*

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *